To już ostatni dzień pracy za
nami. Niestety czas szybko leci i już trzeba się pakować. Dzisiaj starałyśmy
się dokończyć malowanie szalonych drabinek, co nam się nawet udało. Co prawda
było już dość ciemno, więc dopiero jutro zobaczymy, czy coś trzeba poprawiać.
Kotek póki co jeszcze jest z nami ;)
Kotek póki co jeszcze jest z nami ;)
W każdym bądź razie, kosmetyczne
rzeczy na przewspaniałym placu zabaw są porobione. Huśtawka i zjeżdżalnia stojana
swoich miejscach. Altanka „maluje się”. Drabinki już odbijają się różnymi kolorami
na czasami pojawiającym się słońcu. Jeszcze tylko zostało nam pomalować według
zamysłu s. Cordii altanki. Ale to już niestety musimy zrobić jutro…
W planach na dzień dzisiejszy mieliśmy jeszcze Mszę Św. w Krasnokamionce. Trochę śpiewałyśmy tam po polsku, później po rosyjsku, znowu po polsku. A po Mszy na nas czekała niespodzianka. Tutejsza parafianka zorganizowała dla nas prawdziwą kolację. Wszystko przyniosła ze sobą do kościoła i w salce przy wejściu fajnie sobie posiedzieliśmy i pogadaliśmy. I po raz kolejny stwierdziłyśmy, że takie sobie zaproszenie "na herbatę" zazwyczaj właśnie tak się kończy :) Było to bardzo przyjemne dla nas i wzruszające!
A w drodze powrotnej nie mogłyśmy nie zrobić sobie zdjęcia w pszenicy :)
A wieczorem, a wieczorem ostatni
nasz wieczór – pożegnalny już. Wszyscy zebraliśmy się na kolacje. Nawet
Proboszcz sąsiad z Oziornoje przyjechał ;) Posiedzieliśmy sobie, spróbowaliśmy
przygotowany przez s.Cordię biszparmak. Wysłuchaliśmy piosenki napisanej przez
s.Lilianny o naszym pobycie tutaj. A
głównym wykonawcą oczywiście był … nasz Ojciec! :D
My ze swojej strony nie
zostałyśmy dłużne. Na szybcika, bo cały czas nam katastroficznie brakowało
czasu, zrobiłyśmy (głównie Ania i Paulina) prezentację – nasze postrzeganie
tutejszej wspólnoty i całego naszego pobytu w Kiellerowce. Wiadomo herbatka,
słodycze i lody były obecne na naszym stole. Do mnie jeszcze przyjechali Olesia
z Saszą i jeszcze Andrzej (przyjaciele ze studiów), żeby się pożegnać. To było naprawdę
bardzo miłe! J
A po tej całej herbacianej uczcie
nadszedł czas na pakowanie i ogarnianie się. Generalnie w praktyce wyszło nieco
inaczej. Ania uczyła się piosenek po rosyjsku, Paulina zbierała przepisy na
pyszne jedzonko od s.Cordii. Ja natomiast ogarniałam siebie i rzeczy. A tu
jeszcze ks.Marcin zadzwonił na skype, więc wszyscy zebraliśmy się przy
komputerze J

Już jutro (dzisiaj) po południu wyjeżdżamy do Kokszetau, żeby stąd wyruszyć pociągiem do Astany, a później do Polski. Polecamy się Waszej modlitwie, żebyśmy szczęśliwie dotarły do miejsca docelowego.
Jana :D
szczęśliwego powrotu do domu kochane!
OdpowiedzUsuńniech Bóg bezpiecznie prowadzi (żebyście przypadkiem nie pomyliły pociągów i nie wylądowały w Chinach czy Mongolii ;P)
pozdrawiam ;)
GK
Bogu niech będą dzięki za Waszą ofiarną pracę w Kazachstanie! Wracajcie szczęśliwie i do zobaczenia w Warszawie.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam z modlitwą
Padre Sz