Rozumiemy
się już bez słów, więc każda poszła do swoich zadań. Jana – zdrapywanie
drabinki, Ania- zbieranie skoszonej trawy, Paulina- przyjaźń z taczką i przewóz
piasku do nowej piaskownicy. Pogoda sprawiała nam kaprysy- raz chmury, pada,
potem słonecznie… Najpierw skarpetki i bluzy, a potem krótkie rękawy :)
Dzisiejszy
obiad był „karmelitański”, ponieważ głównym daniem była pyszna fasolka, którą
wczoraj dostaliśmy w prezencie od Karmelitanek z Oziornoje. Smaku dodawało
popijanie kwaśnego mleka, które dostaliśmy od s. Beaty. Jak widzicie ludzie tu
są bardzo szczodrzy :)
Po
krótkiej przerwie wracamy do pracy… i znów trawa, grabienie, dywany, malowanie
drabinek, wykończenie podłogi w altance, porządkowanie jej wokół, przerzucanie
piasku ze ścieżki w inne miejsce, zbieranie desek itd. Dużo tego, ale dałyśmy
trzy dziewuszki radę. Doświadczamy misji w tutejszej codzienności, w zwykłej również
fizycznej pracy, w czasie rozmów z
mieszkańcami, w byciu tutaj z Siostrami i ojcem misjonarzem, w ciszy wioski,
słuchamy w tym wszystkim głosu Pana… Bowiem z dzisiejszego psalmu:
„Błogosławiony ten, kto mnie słucha, kto co dzień u drzwi moich czeka.”
Nie
wróciliśmy do domu sami… bowiem dołączył do nas kotek, którego s. Lilianna
nazywała „Kora”. Kora na razie jest nieco wystraszona, ale ufamy, że zadomowi
się w mieszkaniu Sióstr i dzielnie będzie łapać myszy.
Pozdrawiam,
Ania
A co z poprzednim kotkiem... chyba nie zrobiliście z niego szaszlyka;-) pozdrawiam i życzę wielu łask i sił na ostatni dzień pracy!!!
OdpowiedzUsuń