Rozumiemy
się już bez słów, więc każda poszła do swoich zadań. Jana – zdrapywanie
drabinki, Ania- zbieranie skoszonej trawy, Paulina- przyjaźń z taczką i przewóz
piasku do nowej piaskownicy. Pogoda sprawiała nam kaprysy- raz chmury, pada,
potem słonecznie… Najpierw skarpetki i bluzy, a potem krótkie rękawy :)
Dzisiejszy
obiad był „karmelitański”, ponieważ głównym daniem była pyszna fasolka, którą
wczoraj dostaliśmy w prezencie od Karmelitanek z Oziornoje. Smaku dodawało
popijanie kwaśnego mleka, które dostaliśmy od s. Beaty. Jak widzicie ludzie tu
są bardzo szczodrzy :)
Po
krótkiej przerwie wracamy do pracy… i znów trawa, grabienie, dywany, malowanie
drabinek, wykończenie podłogi w altance, porządkowanie jej wokół, przerzucanie
piasku ze ścieżki w inne miejsce, zbieranie desek itd. Dużo tego, ale dałyśmy
trzy dziewuszki radę. Doświadczamy misji w tutejszej codzienności, w zwykłej również
fizycznej pracy, w czasie rozmów z
mieszkańcami, w byciu tutaj z Siostrami i ojcem misjonarzem, w ciszy wioski,
słuchamy w tym wszystkim głosu Pana… Bowiem z dzisiejszego psalmu:
„Błogosławiony ten, kto mnie słucha, kto co dzień u drzwi moich czeka.”
O godz
20.00 totalnie zmęczone zakończyłyśmy pracę, szybko „zmiatałyśmy” z siebie kurz
i szukałyśmy ładnych ciuchów… Wsiedliśmy do busa ojca Mariusza i ruszyliśmy do
Dobromirovki do zaprzyjaźnionej rodziny, która zaprosiła nas na kolację – tzw.
szaszłyka. Stół się uginał od kazachstańskich potraw, rozmowom nie było końca-
o Kazachstanie, o Polsce itp. Po raz kolejny doświadczyliśmy niezwykłej
gościnności ludzi.
Nie
wróciliśmy do domu sami… bowiem dołączył do nas kotek, którego s. Lilianna
nazywała „Kora”. Kora na razie jest nieco wystraszona, ale ufamy, że zadomowi
się w mieszkaniu Sióstr i dzielnie będzie łapać myszy.
Pozdrawiam,
Ania
A co z poprzednim kotkiem... chyba nie zrobiliście z niego szaszlyka;-) pozdrawiam i życzę wielu łask i sił na ostatni dzień pracy!!!
OdpowiedzUsuń